Na krawędzi nocy i dnia, nim ucichnie cały zgiełk. Tyle bardzo ważnych spraw, znów rozpłynie się we mgle. Na krawędzi nocy i dnia, proszę nie mów, kim jest kto. Pośród wyobrażeń ,zjaw, pragnę ciepła twoich rąk.
To nic, że noc się dłuży i skraca dzień To się odwróci , spróbuj więc. Odnaleźć pierwszych rozmów sens, Naszej mizernej prawdy strzęp. Tak jakby nie posiwiał nikt Jakby nikt nie uronił łzy. I tylko jednej kropli krwi od kolca róży, jakby nikt.
Na krawędzi nocy i dnia, zatrzymajmy się o krok, Tam światełko miga patrz, przez latarni zbite szkło. Na krawędzi nocy i dnia, więcej wiesz, choć widzisz mniej. Milczysz chociaż pewność masz. Lepiej milcz, lecz nie mów nie.
To nic , że noc się właśnie mija z dniem. Nie wszystko zgaśnie, spróbuj więc. Odnaleźć tamtych rozmów sens, Naszej mizernej prawdy strzęp. Tak jakby nie posiwiał nikt, Jakby nikt nie uronił łzy. I tylko jednej kropli krwi, od kolca róży, jakby nikt.
Na krawędzi nocy i dnia, niech przywyknie słuch i wzrok By nas nie poraził brzask, nie ogłuszył dzwonów głos. Na krawędzi nocy i dnia, już wyraźny słychać rytm. Jeszcze w cieniu twoja twarz, jeszcze chwila , będzie świt